W „Lewym czerwcowym” Jacka Kurskiego i Piotra Semki, wydanym w 1993 r. a więc z dzisiejszego punktu widzenia można powiedzieć, że tuż po pierwszym (1989) i drugim (1992) „4 czerwca”, Jarosław Kaczyński udzielając wywiadu sporo miejsca poświęca przygotowaniom do „Okrągłego Stołu”. Przypomnijmy fragmenty:
Jarosław Kaczyński (fot. TVP INFO)
"Po co nam był okrągły stół?
Po to, żeby go wygrać. Żeby wygrać – trzeba było część społeczeństwa, która była gotowa zaangażować się w zniesienie komunizmu, jakoś zorganizować. W warunkach nielegalności było to niemożliwe. (Przypomnę, że eksplozja ruchu Solidarności w 1980 r. nastąpiła dopiero po porozumieniu 31 sierpnia, gdy było to legalne). Nie udawało się zorganizować społeczeństwa nawet wtedy, gdy represyjność władzy był już minimalna.
To znaczy?
Po, w istocie udanym, strajku sierpniowym w 1988 r. Był on przełomem, bo władza zaakceptowała znów Solidarność jako stronę.
Nie przyjechała jednak do stoczni podpisać kapitulacji?
Ale Wałęsa spotkał się z Kiszczakiem i sprawy zostały otwarte. Więc nawet wtedy skutki prób zorganizowania wielkiej siły politycznej poprzez odradzające się komitety założycielskie „Solidarności” okazały się mizerne. Pomimo powołania specjalnej agencji prasowej SIS, tak by każda wiadomość o dziesięcioosobowym komitecie „Solidarności” w jakiejś fabryce trafiała przez Wolną Europę do kraju i nakręcała powstawanie następnych – na początku roku 1989 mieliśmy kilkaset komitetów, liczbę w skali po prostu niewielką.
Zabrakło impulsu?
Właśnie. Powiem teraz coś, o czym nigdy nie mówiłem. Trwał wtedy, jesienią 88, z naszej (to znaczy mojego brata Leszka, mojej i paru innych osób) strony nacisk na Wałęsę, żeby on się w to energicznie włączył. Żeby podjął objazd kraju, ruszył w Polskę i szerzył ten pożar.
Tak jak jesienią ’80. I co?
Wałęsa zdecydowanie odmawiał, w żaden sposób nie udawało się go do tego nakłonić. (…)
Odmawiał dania wyraźnego impulsu do radykalnego poszerzenia ruchu komitetów założycielskich „Solidarności”, bez którego nasza strona nie osiągnęła wystarczającej siły przetargowej. Do okrągłego stołu delegacja solidarnościowa siadała bez poważniejszego zaplecza. (…)
Pertraktuje elita, ale czym potężniejsze i lepiej zorganizowane ma zaplecze, tym skuteczniejsze są te rozmowy. To oczywiste".
Przypomnijmy sobie fragment wypowiedzi Cioska z czerwca 1988 r., a więc kilka miesięcy przed wydarzeniami, które omawia Jarosław Kaczyński:
5. Ciosek powiedział, że sytuacja wymaga rozważenia możliwości powołania rządu koalicyjnego z udziałem opozycji. Obecny skład rządu nie rokuje wyprowadzenia kraju z kryzysu. Ostatnie strajki pochłonęły 15% podwyżki cen. Obecnemu składowi rządu Generał daje jeszcze szansę, choć wiele rzeczy go irytuje. Ciosek dodał, aby wspólnie zastanowić się, w jaki sposób wykorzystać Wałęsę. Coś z nim zrobić...
Idźmy jednak dalej za „Lewym czerwcowym” i opisem wydarzeń z tamtego czasu opartych na wspomnieniach, przypomnijmy że z 1993 roku, Jarosława Kaczyńskiego:
„Władza przystępuje do okrągłego stołu. Z jaką kalkulacją?
Taką, że oddanie części władzy legitymizuje cały układ wewnętrznie i wobec Zachodu. Wraz z oddaniem części władzy przejmie niemałą część własności, czyli umocni własną klasę społeczną. Przy okazji rozwiąże fundamentalną sprzeczność, w jakiej tkwiła, polegającą na tym, że prawdziwa zmiana w Polsce musiała oznaczać radykalną degradację nomenklatury komunistycznej. Sprzeczność ta powodowała, że zmiana taka mogła być możliwa tylko w warunkach rewolucyjnych, czyli w warunkach kompletnego rozgromienia tej nomenklatury.
Oczywiście żadna grupa społeczna nie zgodzi się na własne rozgromienie. Stad konieczny był zabieg, po którym nomenklatura uzyskiwałaby w zamian za część władzy – własność i wielką przewagę ekonomiczną. Jeżeli przy tym udałoby się utrzymać kontrolę nad podstawowymi aparatami władzy…
Tak jak w 1989 i 1990 roku nad MON, MSW, MSZ, handlem zagranicznym, NBP i finansami?
…To w gruncie rzeczy pozycja tej grupy, a także jej zewnętrznego mocodawcy, czyli ZSRR – mogłaby w istocie wcale nie ulec osłabieniu. Przy czym byłoby to, powtarzam, nieporównanie lepiej legitymowane i poprzez reformy gospodarcze mogłoby stawać się coraz skuteczniejsze. Sądzę, że był taki plan. (…)
Jaki mieli przygotowany kolejny ruch po rozwiązaniu PZPR? Kapitalistyczna partia dobrobytu?
Ich idealnym scenariuszem, wiem to na pewno, było rozwiązanie PZPR i stworzenie sojuszu – w skrajnie optymistycznym przypadku nawet jednej partii – z lewicową elitą „Solidarności”. (…)
Powiedzmy jasno: czy spisano przy okrągłym stole albo w Magdalence jakiś dokument?
To jest mit. Nie trzeba było niczego werbalizować. Układ był oczywisty dla każdego, kto myśli. Oni oddają część władzy w zamian za własność, a my to przejęcie własności tolerujemy.
Czy sami komuniści nie chcieli mieć kontraktu na piśmie, by móc go potem egzekwować?
Nie było takiej potrzeby. Następowała w niebywałym wręcz tempie fraternizacja towarzyska lewicy solidarnościowej z tamta stroną. (…)
Zdumiewa nas zupełny brak w szerokich elitach „Solidarności” świadomości tego co było istotą okrągłego stołu, czyli gigantycznej operacji zamiany komunistycznej władzy, na własność. Pamiętamy obawy i sprzeciwy, że czerwoni dostają MSW, wojsko, a przede wszystkim prezydenturę na kilka lat. Nikt nie zauważył, że najważniejsze, co zatrzymują, to finanse tego państwa, i że otrzymują własność.
Ja doskonale wiedziałem, co się święci, ale miałem olbrzymie kłopoty, by gdziekolwiek pisnąć choćby słowo. Taki „Tygodnik Mazowsze” był dla mnie zupełnie zamknięty. Myśmy z bratem nie mieli najmniejszego zaplecza politycznego i żadnego dostępu do jakichkolwiek środków przekazu. Wąskie grona, jak np. Komitet Helsiński, już w połowie 1988 r. zwracały uwagę, że przygotowywane jest wydanie przepisów i ustaw pozwalających na tworzenie spółek na majątku państwowym. Mówiłem wielokrotnie o tym (tam gdzie mogłem, czyli na spotkaniach z wyborcami), że ta operacja ze spółkami i uwłaszczeniem jest dla Polski niedobra, zastrzegając, że w istniejącym układzie sił niewiele możemy na to poradzić. Tłumaczyłem, że dopóki wokół Polski nie zawali się komunizm nie mamy szans na generalny szturm na komunę i wszystkie jej interesy, na „zgnojenie” jej.
Czyli, że warto „oswajać bestię” mamoną?
Warto było działać ostrożnie, dopóki nie przyszła „jesień ludów”, w odpowiedzi na którą powstała koncepcja przyśpieszenia, czyli pójścia do przodu. Błąd okrągłego stołu polegał na tym, że dla całej lewicy solidarnościowej był on prefiguracją generalnego rozwiązania w Polsce i obowiązującą do dziś umową, podczas, gdy dla mnie…
I jak się mogło wydawać – dla Wałęsy…
…Był posunięciem taktycznym, licytacją naszej sprawy w górę.
Pan mówi: nie było umów. Po co w takim razie cała szopka dwumiesięcznych negocjacji, relacji telewizyjnych, dziesiątek podstolików i ton papieru zapisanego jakimiś porozumieniami?
To miało pewien atrybut nowości, że coś się przełamuje – i w tym sensie odpowiadało na jakieś zapotrzebowanie psychiczne społeczeństwa".
Nie znajdziemy lepszego podsumowania porozumienia „Okrągłego Stołu”, jak cytat z powyższego wywiadu:
Układ był oczywisty dla każdego, kto myśli. Oni oddają część władzy w zamian za własność, a my to przejęcie własności tolerujemy.
Elity komunistyczne zadbały o swoje interesy i interesy własnego zaplecza. Trudno oprzeć się wrażeniu, że lewicowe elity solidarnościowe zadbały jedynie o siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz