Na nasze kolejne spotkanie szykuje nam się prelegent wręcz idealny. Po pierwsze, urodził się w naszym mieście. Po drugie, tak jak patron naszego stowarzyszenia, to wojak z bogatym doświadczeniem. Po trzecie, jego ród wywodzi się ze Strzemesznej. A co, już na początkowych kartach „Pamiętników”, czytamy:
„Piąte i niemal już ostatnie starcie ze Szwedami w granicach [Polski] nastąpiło pod Trzemeszną. Jedynie z dywizją Czarnieckiego i mając ze sobą dwa tysiące ordy krymskiej, tak wycięliśmy w pień sześć tysięcy Szwedów (którzy zgromadzili się z różnych twierdz i już się za królem do Prus wybierali z zagarniętymi w Polsce wielkimi łupami), że – jak się mówi – nie został ani jeden zwiastun klęski, aby donieść o zgubie wojska. Kto z nich próbował z pobojowiska uciekać do lasu lub na bagna, ginął z ręki chłopskiej jeszcze okrutniejszą śmiercią. Kogo chłopi nie wytropili, ten stara się wejść do wsi lub miasta, ale i tu przyszło mu zginąć, gdyż Szwedów już tam nie było. Bitwa ta miała miejsce milę od Rawy. Spośród wszystkich zabitych nie wiem, czy chociaż jeden znalazł się niewypatroszony”. (1)
„Jak się ma lat 31, 188 cm wzrostu, waży się 90 kg, szybko biega, wspina, celnie strzela, do tego jeszcze nurkuje, skacze ze spadochronem i 40% czasu spędza się na hali sportowej intensywnie trenując, to człowiekowi wydaje się, że jest kimś nadzwyczajnym, kimś nieśmiertelnym. Kimś, kto wszystko potrafi”.
„Przeciwnik był nieuchwytny, agresywny, znający teren, nieźle wyszkolony, i też nieźle uzbrojony. Natychmiast moja buńczuczność osiągnęła poziom „-1”. /…/Po pewnym czasie można do strachu przywyknąć. Nie ukrywam, że po cichutku zacząłem się żarliwie modlić, żeby wrócić stamtąd cało. Zacząłem, że tak powiem, szybko uczyć się pokory”.
„Czy Bóg mnie osobiście był tam [w Iraku] potrzebny? Odpowiem, że był potrzebny. Natomiast żeby okazał się potrzebny musiała mnie dopaść trwoga”.„Od kiedy zaczęło się powstanie, nasza kaplica zaczęła regularnie wypełniać się wojskiem. Msze były odprawiane praktycznie codziennie w godzinach wieczornych, kiedy pododdziały wychodziły w pole, kiedy intensywność działań przeciwnika była najwyższa w warunkach ograniczonej widoczności”.
„Komendant irackiej policji w Karbali gen. Abbas Fadil al-Hasani słynął z tego, że – znam to z opowieści jego osobistego ochroniarza – potrafił wymienić z pełnego imienia i nazwiska 1500 swoich kuzynów. Mówimy tutaj oczywiście o mężczyznach, o roli kobiet nie muszę opowiadać. Jak może funkcjonować demokracja, gdy trzon policji w mieście stanowi klan generała a stanowiska dowódcze są powierzane kuzynom? /…/ Ci policjanci dorabiali sobie w ten sposób, że ściągali haracze ze sklepikarzy i lokalnych przedsiębiorców”.