czwartek, 15 sierpnia 2019

Droga do II wojny światowej. Cz. 1

Dzisiaj obchodzimy Święto Wojska Polskiego. Niezawodne media publiczne w sposób należyty wypełniły swoją misję informując o licznych uroczystościach.
Nie ma więc potrzeby aby dublować zagadnienia kolejnym materiałem. Przypomnimy to, co również wydarzyło się 15 sierpnia, tyle że 1939 r. Tego dnia ambasador niemiecki w Moskwie Friedrich-Werner von der Schulenburg wręczył ludowemu komisarzowi spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesławowi Mołotowowi memorandum niemieckie w sprawie stosunków z ZSRR. We wstępie czytamy:

Friedrich-Werner von der Schulenburg (fot. wikipedia)

Przeciwieństwa między światopoglądem narodowosocjalistycznych Niemiec i światopoglądem ZSRR były w minionych latach jedyną przyczyną, że Niemcy i ZSRR stały na przeciwstawnych i wzajemnie zwalczających się pozycjach. Z rozwoju [wydarzeń] w ostatnim okresie - jak widać - wynika, że różne światopoglądy nie wykluczają rzeczowych stosunków między oboma państwami i możliwości odbudowy dobrej wzajemnej współpracy. W ten sposób okres zewnętrznych sprzeczności politycznych mógłby skończyć się raz na zawsze i mogłaby otworzyć się droga ku nowej przyszłości dla obu krajów.

Ta nowa droga otworzyła się kilka dni później i jest powszechnie znana jako pakt Ribbentrop-Mołotow.

Wojny zawsze wybuchają konkretnego dnia, ale swoje przyczyny mają usytuowane znacznie wcześniej niż dzień ich rozpoczęcia. Podobnie jest z II wojną światową.
Nie będziemy tutaj precyzyjnie poszukiwać momentu, kiedy taka decyzja zapadła. Przybliżymy jedynie czasowy układ faktów i wydarzeń od chwili, kiedy wojna wydawała się już sytuować na granicy prawdopodobieństwa z pewnością.
Zachód Europy do momentu złamania przez Hitlera postanowień porozumienia monachijskiego jeszcze zdawał się żyć iluzją, iż apetyt Niemiec został zaspokojony na dłuższy czas. Od Monachium nie minęło nawet pół roku i okazało się, że było to założenie błędne. Nie tylko Sudety ale cała Czechosłowacja, w takiej bądź innej formie, została podporządkowana Niemcom.
Tylko jedna strona monachijskiego kompromisu była do nadchodzącej wojny przygotowana należycie. W połowie marca 39 r. geopolityczni realiści już widzieli kolejny cel niemieckiej agresji. I wbrew pozorom nie była to Polska.
Chyba najlepiej zdawano sobie z tego sprawę w Londynie, a nawet w Paryżu.
W takich okolicznościach oczywiście da się zrozumieć, wydawałoby się naiwną, przemowę brytyjskiego premiera Chamberlaina w Izbie Gmin z 31 marca 39 r..

Neville Chamberlain (fot. wikipedia)

„Z przyjemnością korzystam z tej sposobności, by ponownie określić ogólne zasady polityki Rządu Jego Królewskiej Mości. Bronił on stale zasady regulowania wszelkich nieporozumień, jakie by mogły powstać między stronami, w drodze swobodnych negocjacji. Rząd w dalszym ciągu uważa, że jest to naturalny i właściwy sposób regulowania istniejących nieporozumień. Jego zdaniem nie ma żadnej kwestii nie dającej się rozstrzygnąć w sposób pokojowy, toteż nie widzi usprawiedliwienia, dla zastąpienia metody negocjacji przez siłę lub groźbę jej użycia. Jak Izbie wiadomo, obecnie są w toku pewne konsultacje z innymi rządami. Pragnąc jak najlepiej wyjaśnić stanowisko Rządu Jego Królewskiej Mości w czasie, zanim konsultacje będą zakończone, muszę poinformować Izbę, że w ciągu tego okresu na wypadek jakichkolwiek działań wojennych mogących wyraźnie zagrozić niepodległości Polski i które by Rząd Polski uznał zatem za konieczne odeprzeć przy użyciu swych narodowych sił zbrojnych, Rząd Jego Królewskiej Mości będzie się czuł zobowiązany do udzielenia Rządowi Polskiemu natychmiastowego poparcia, będącego w jego mocy. Dał też Rządowi Polskiemu zapewnienie pod tym względem.Mogę dodać, że Rząd Francuski upoważnił mnie do wyjaśnienia, że jego stanowisko w tej sprawie jest takie samo, jak stanowisko Rządu Jego Królewskiej Mości”.

W Warszawie brytyjsko-francuska oferta spotkała się z bardzo życzliwym podejściem. Minister Spraw Zagranicznych Józef Beck błyskawicznie udał się do Londynu i już 6 kwietnia 39 r. zrodził się pierwszy owoc zbliżenia Warszawy z Londynem. We wspólnym komunikacie stron polskiej i brytyjskiej, czytamy:
  
Józef Beck (fot. wikipedia)

„Rozmowy z p. Beckiem objęły szeroki zakres zagadnień i wykazały całkowitą zgodność obu Rządów co do pewnych zasad ogólnych. Uzgodniono, że oba kraje gotowe są zawrzeć układ o charakterze trwałym i wzajemnym, który by zastąpił obowiązujące obecnie, tymczasowe i jednostronne gwarancje udzielone Rządowi Polskiemu przez Rząd Jego Królewskiej Mości. P. Beck dał Rządowi Jego Królewskiej Mości zapewnienie, że w toku zawierania trwałego układu Rząd Polski będzie się uważał za zobowiązany do udzielenia pomocy Rządowi Jego Królewskiej Mości na tych samych warunkach, jakie są zawarte w czasowej gwarancji udzielonej już Polsce przez Rząd Jego Królewskiej Mości. Tak samo jak czasowa gwarancja, tak również i układ trwały nie będzie skierowany przeciw żadnemu innemu krajowi, lecz będzie miał wyłącznie na względzie zapewnienie W. Brytanii i Polsce wzajemnej pomocy w wypadku, gdyby niepodległość tych krajów została bezpośrednio lub pośrednio zagrożona. Uznano, że niektóre sprawy, a między innymi sprawa dokładnego określenia rozmaitych sposobów, w jakich konieczność niesienia pomocy może wyniknąć, wymagać będą dalszego zbadania zanim zawarty zostanie trwały układ. Uzgodniono, że powyższe postanowienia nie będą mogły stanowić przeszkody w zawarciu przez każdy z tych Rządów porozumień z innymi krajami w ogólnych interesach konsolidacji pokoju”.

Zróbmy pierwsze małe podsumowanie. W ciągu tygodnia Polska stała się więc gwarantem bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii. Tak, nie ma w tym żadnej pomyłki. Bo o ile Polska miała realne możliwości do wypełnienia swojego zobowiązania, to gwarancja Londynu mogła być odbierana jedynie jako pisanie palcem po wodzie. O tym jak porozumienie polsko-brytyjskie zostało odebrane w Berlinie i Moskwie będzie przybliżone w kolejnym odcinku.