piątek, 17 marca 2017

Nie ma jak w domu


A więc doczekaliśmy się. Jutro wracamy na swoje, po długiej tułaczce wreszcie ponownie będziemy u siebie. Nowy stadion Widzewa, jak na środki przeznaczone na jego budowę, prezentuje się doskonale.



Mecz otwarcia nowego stadionu zapowiada się okazale. Bilety dawno wyprzedane. A w zasadzie karnety. Nie każdy wie, że kibice Widzewa ustanowili krajowy rekord w sprzedaży karnetów na rundę wiosenną, zostawiając za plecami takie potęgi jak Lech i Legia. Sprzedano ponad piętnaście tysięcy sztuk. Byłoby pewnie więcej, ale zarząd wstrzymał sprzedaż, bowiem liczba niebezpiecznie zbliżyła się do pojemności nowego stadionu. A więc pomimo wszystkich kłopotów, jakie w ostatnich latach spotkały nasz klub od strony sportowej, potencjał fanów jest ciągle na najwyższym poziomie.    

Uroczystość otwarcia uświetni obecność kilkuset gości. Szykuje się mocna reprezentacja polityczna, od przedstawicieli rządu, przez licznych parlamentarzystów, po liczne rzesze działaczy samorządowych z regionu łódzkiego, a także często ze znacznie dalszych rejonów Polski.  
Nie zabraknie oczywiście przedstawicieli władz polskiej piłki w tym, co jest oczywiste, tych z najwyższej półki. Licznie przybędą byli piłkarze Widzewa, twórcy jego wieloletniej potęgi. Nie może zabraknąć, i nie zabraknie, celebrytów, aktorów, przedstawicieli licznych mediów a także przedstawicieli biznesu, tego małego, średniego ale też i tego z najwyższej ligi. 
Szczególnie cieszy fakt, że swoją obecność zapowiedział kompozytor Michał Lorenc, autor Tańca Eleny, utworu, który od wielu lat pełni rolę nieformalnego hymnu kibiców Widzewa.  

Nowy stadion nocą przy Tańcu Eleny

Oczywiście muszą być niespodzianki, toteż organizatorzy szczegółowy plan uroczystości okryli zasłoną tajemnicy. Podobnie jak kibice, którzy zapowiadają, iż takiego show na trybunach, w naszej dotychczasowej działalności jeszcze nie było. I nie ma szans na żadne przecieki, wszystko ujawni się dopiero na stadionie.  
Przeszliśmy długą drogę, od kilkunastu lat, jako kibice nie jesteśmy dziećmi sukcesu. Mistrzostwa i zaszczyty były przeznaczone dla innych. Były ciężkie chwile, kiedy wątpliwe było nie tylko posiadanie nowego stadionu, ale i samo istnienie klubu. A część spośród osób, które jutro będą się grzać i puszyć w pełnym blasku, robiła wszystko, co mogła, aby ten stadion nie powstał, lub powstał w całkiem innym miejscu. Do tych tematów trzeba będzie wrócić i je opisać. Bo to były działania, łagodnie określając, podłe. Chyba najlepiej oddaje to wypowiedź na blogu jednego z dziennikarzy, szczególnie intensywnie zajmującego się wówczas sprawą stadionów w Łodzi, Szymona Bujalskiego:

To, co w mojej ocenie jest pewne, to fakt, że od początku kadencji prezydent była zdeterminowana, by zbudować stadion przy al. Unii i nie zbudować go przy al. Piłsudskiego. Stąd wzięło się wykluczenie PPP na ŁKS-ie, bo „szczerze wątpię, byśmy znaleźli inwestora” i jednoczesne zaproponowanie go w tym samym czasie na Widzewie. Wszystko potoczyłoby się zgodnie z planem, gdyby nie upadek Budusa, co zakończyło inwestycję przy al. Unii. To sprawiło, że kwestię stadionu trzeba było rozważyć na nowo.

Jednak przetrwaliśmy. I jak widać, w całkiem dobrej formie. Tym bardziej cieszy fakt, że jako rawski Fan Club Widzewa, w chwilach najtrudniejszych, dołożyliśmy swoją cegiełkę do tej odbudowy. A w ujęciu symbolicznym nawet wprost do fundamentów tej odbudowy.



Do Widzewa, jutro, na Piłsudskiego !!!

wtorek, 7 marca 2017

Na marginesie...




W numerze z 2 marca Głos Rawy Mazowieckiej i okolicy zamieszcza relację pt.„Trudna współpraca”, ze spotkania radnych powiatowych z prezesem Jackiem Nowakowskim, właścicielem spółki zarządzającej naszym szpitalem. To pouczająca lektura, dość jednoznacznie pokazująca w jakim momencie (ro)zwoju szpitala jesteśmy.
Zdaniem prezesa Nowakowskiego sprawy mają się dobrze, a ostatnie kłopoty z brakiem leków, nagłośnione nawet w mediach ogólnopolskich, to pewnego rodzaju nieporozumienie, wynikające z powtórnej inwentaryzacji. Widocznie taka sama powtórna inwentaryzacja musiała być też w Złotoryi, bo tam również były problemy z lekami. Brakuje odpowiedzi, co odpowiadało za wyłączenie telefonów w Głuchowie plus kilka innych dolegliwości. Ale to wszystko szczegóły w porównaniu do pasma sukcesów wynikającego z udanej termomodernizacji i zmiany w sposobie ogrzewania. Jest więc dobrze a będzie jeszcze lepiej, gdyż AMG chce wziąć udział w konkursie na działalność zakładu opiekuńczo-leczniczego.
Jak wiadomo radni z PSL-u przyjmą więcej niż papier, ale tym razem społeczeństwo rawskiego powiatu delegowało też innych swoich przedstawicieli. I ci niestety nieustannie burzą obraz krainy mlekiem i miodem płynącej.   

Radny Jarosław Uchman: „Mam inne spojrzenie na to, co dzieje się obecnie w placówce niż prezes AMG. Zamysł przekazania szpitala był taki, by placówka była liderem w regionie. Chcieliśmy nowoczesny szpital, z jak najlepszą ofertą dla pacjentów. Natomiast prezes dziś mówi, że sukcesem jest termomodernizacja. Chcemy, żeby rozpocząć rozbudowę szpitala. Nie możemy zaakceptować takiej sytuacji, że pacjenci migrują, szukają pomocy gdzie indziej.”

Jakby nie patrzeć to jeszcze niedawno, nawet na specjalnie zwołanych konferencjach prasowych, poprzednie władze AMG i wiecznie rządzący starosta, w otoczeniu swojej świty, z uśmiechem na ustach zapewniali wszystkich, jaka to świetlana przyszłość rysuje się przed pacjentami. Byle tylko weszła w życie umowa dzierżawy. Nowe pawilony, zdecydowanie polepszona jakość usług, nawet długi SP ZOZ miały się spłacić z czynszu dzierżawnego. Jakby ktoś jeszcze uroczo sobie drzemał w tych mirażach, to boleśnie został sprowadzony na ziemię przez prezesa Nowakowskiego, odpowiadającego na wypowiedź Uchmana:

Prezes Jacek Nowakowski: „To, co pan mówi jest nierealne w dzisiejszych czasach. To, co państwo kreślicie nijak się ma do możliwości finansowych, kontraktowych z NFZ. (…) W myśl nowych założeń mają być tylko cztery oddziały. Nic nowego nie możemy zaoferować. Taka jest linia polityczna oraz możliwości finansowe budżetu państwa i NFZ”.

Brutalny realizm prezesa sugerujący, że nie dostaniecie swoich pawilonów (i co mi zrobicie?!), obruszył nawet starostę:

Starosta Józef Matysiak: „To nie są „szklane domy”, tylko realne oczekiwanie sformułowane w umowie. Jest kwestią otwartą to, jak osiągnąć pewne cele. (…) Obowiązuje też aneks do umowy dzierżawy, w którym określono do końca 2019 roku termin budowy pawilonu”.
  
Jak ktoś ma dobrą pamięć, to pewnie wie, że pawilony to już powinny być czynne. Wszak przed aneksem to też nie były „szklane domy”, tylko realne oczekiwanie sformułowane w umowie.  I nikt inny jak właśnie starosta Matysiak podpisał aneks wydłużający czas realizacji zobowiązania stojącego po stronie AMG. Zdaje się, że z własnej, nieprzymuszonej woli. A teraz się chłop skarży:

Starosta Józef Matysiak: „Współpraca jest trudna. Mamy zastrzeżenia co do sposobu wdrażania działań oszczędnościowych i sposobu redukcji personelu. Nie mamy również zgodności w kwestii podejścia do dostosowania, jak i modernizacji, rozbudowy szpitala. Dyskutujemy o tym. Umowa dzierżawy ma zapisy pozwalające na jej rozwiązanie. Nie zachodzą jednak przesłanki, żeby w tej chwili ją zakończyć”.

Chciałoby się zadać pytanie: a jakie przesłanki musiałyby zajść, żeby nasz starosta przestał być notariuszem cudzej woli? Pawilony miały być, a nie ma. I nie był to powód do rozwiązania umowy. Przez miesiące, o ile nie lata, AMG zalegało z opłacaniem czynszu dzierżawnego, i to też nie był wystarczający powód. Ani kontrowersyjna redukcja personelu, ani opisywane braki leków, ani wyłączone telefony plus parę innych historii ćwierkanych przez rawskie wróble, nie były ani z osobna, ani razem, dostatecznym powodem.  To co jeszcze dzierżawcy mają zrobić, żeby wreszcie powstały jakieś przesłanki?
I w takim to właśnie punkcie jesteśmy. Z dzierżawcą, który robi, co chce. I z notariuszem cudzej woli, który przyjmie więcej niż papier.

P.S. Na marginesie… to będzie cykl tematów, gdzie motywem przewodnim będzie artykuł prasowy, program radiowy bądź telewizyjny. Plus autorski komentarz, który zawsze będzie na tyle subiektywny, na ile jest to możliwe.

poniedziałek, 6 marca 2017

Złotoryja i Rawa - wspólna sprawa cz.2

Herb Powiatu Złotoryjskiego


Podążając tropem tekstu "Złotoryja i Rawa – wspólna sprawa" postanowiłem poszerzyć swoją wiedzę i skontaktowałem z p. Piotrem Kanikowskim, dziennikarzem portalu 24legnica.pl, który zajmuje się tematem miejscowego szpitala.
Czego się dowiedziałem? Mianowicie sytuacja obu szpitali, jak i samorządu, oddalonych od siebie kilkaset kilometrów jest dosyć podobna.
We wrześniu 2016 r. dzierżawcą szpitala powiatowego w Złotoryi została spółka Szpital Powiatowy im. A. Wolańczyka w Złotoryi. Nazwa nic nam nie mówi, ale jeśli sięgniemy do KRS-u, widzimy te same nazwiska, które rządziły dobrze nam znaną AMG Centrum Medyczne.
Znani nam zarządzający wykazali się nie lada inwencją. Z informacji, które uzyskałem przez 1,5 miesiąca rządów w złotoryjskim szpitalu wygenerowali 0,5 mln długu. 

Po upływie tego czasu szpital przejmuje dobrze nam znany pan Jacek Nowakowski, który wykupuje firmę łódzkich przedsiębiorców i od tego momentu staje się dzierżawcą szpitala.
O tym jak szpital jest zarządzany świadczy chociażby, poniższy fragment:
"Lada moment szpital w Złotoryi zostanie bez pracowni tomografii komputerowej, ponieważ od września nie płaci za jej pracę. Tym samym przestanie istnieć oddział neurologiczny, bo warunkiem jego zakontraktowania w NFZ było posiadanie stacjonarnego tomografu. Brak urządzenia znacznie skomplikuje pracę chirurgii i interny. Nawarstwiają się kłopoty z obsadą dyżurów, zaopatrzeniem w leki, transportem pacjentów, dostawą odczynników, itd. Nawet zwykła naprawa zerwanych drzwi urosła do rangi problemu i przez kilka dni wiatr hulał po całym parterze. W niespełna pięć miesięcy dzierżawca doprowadził powiatową placówkę na skraj przepaści." (1)

Z rozmowy, którą odbyłem wynika, że sytuacje, które mają miejsce w Rawie czy Złotoryi są analogiczne.

Ostatnią ciekawostką, którą warto nadmienić jest pożyczka, która została zaciągnięta przez władze powiatu złotoryjskiego. Pożyczka ta została zaciągnięta w spółce Magellan S.A, kwota tej pożyczki to 15 mln zł, koszty obsługi – 8 mln. Zabezpieczeniem tej pożyczki są nieruchomości, na których położony jest szpital i szkoła.

Dla mniej zainteresowanych sprawami rawskimi nadmienię tylko, iż rawski SP ZOZ w lutym br również zaciągnął pożyczkę w Magellanie, w kwocie 6,55 mln (koszt obsługi długu 3 mln zł). Pożyczka jest zabezpieczona na nieruchomościach powiatu rawskiego (m.in nasz szpital) do kwoty 15 mln zł. 

Dzielą nas kilometry, ale łączą dziwne powiązania i tragiczna sytuacja placówek zdrowotnych. Pozostaniemy w kontakcie z Piotrem Kanikowskim, konieczne jest bowiem trzymanie ręki na pulsie w całej grupie kapitałowej Centrum Dializa.    

C.D.N


środa, 1 marca 2017

Wyzwoliciele

„Rozpoznawszy Sowietów z radości pocałowałem tank. Na pytanie komandira sowieckiego dlaczego całuję tank, odpowiedziałem, że to chwila mego wyzwolenia”.

Z pewnością dla Dawida Taśmy widok sowieckich czołgów zapowiadał wyzwolenie. Koniec kilkuletniego ukrywania się po licznych wioskach powiatu rawskiego. Dla większości mieszkańców Rawy i okolic zapowiadał nieznane. Ziemia rawska nie doświadczyła dotychczas bolszewików, w roku 1920 dzicz Tuchaczewskiego do Rawy nie dotarła. Owszem, w dwudziestoleciu międzywojennym wszyscy dobrze znali doświadczenia tych terenów Rzeczypospolitej, które nawet na krótko były zajęte przez Armię Czerwoną. Jednak znać z opowieści, a znać z własnych doświadczeń, to dwie różne rzeczy.  Tymczasem Armia Czerwona nadchodziła, a wraz nią świeżo wyzwolony Dawid Taśma:
 „Udałem się do Rawy Mazowieckiej razem z wojskiem. Całe miasto było zbombardowane. Dużo trupów leżało na ulicach. Zgłosiłem się w N.K.W.D. i opowiedziałem im o sobie. Przyjęli mnie bardzo dobrze. Zaproponowali mi pracę u siebie. Ja wskazałem im tych Polaków, którzy współpracowali z Niemcami. Dostałem mieszkanie, zgłosiłem się do władz polskich – nowoutworzonych w Rawie. Zaproponowano mi pracę przy organizowaniu PPRu wspólnie z komandirem N.K.W.D. Pracowałem następnie w U.B. W lasach zaczęły się tworzyć bandy. Z ramienia PPR ja organizowałem peperowców do walki z bandami, rozdawałem broń, brałem udział w obławach na członków bandy, z których wielu aresztowaliśmy.” (1)

Kilka dni po wyzwoleniu do Rawy dotarł Michał Gołdys. I to raczej on zajął się organizowaniem walki z „bandami” i instalowaniem nowej władzy. Z pewnością bezcenne były świeże doświadczenia z Łomży, gdzie wpierw jako starosta, następnie jako ubowiec, a zawsze jako członek PPR, wprowadzał władzę sowiecką. Korzystając ze wsparcia kujbyszewiaka Wieprzewskiego, czy wprost sowieckich komandirów nadzorujących operacyjną działalność zbrojnego ramienia PPR.
 Tworząca się władza komunistyczna już na początku napotkała na poważne kłopoty kadrowe, w związku z czym do pracy w UB przyjmowany był praktycznie każdy, kto się zgłosił. Żadnego znaczenia nie miało posiadane wykształcenie, liczyły się natomiast tzw. dobre chęci oraz deklarowane sympatie. 1 stycznia 1945 r. stan liczebny PUBP w Łomży wynosił ośmiu funkcjonariuszy. Byli to m.in. Wieprzewski, Karpowicz, Mojżesz Stupnik i Jankiel Cukierman. Wszyscy zajmowali się pracą operacyjną, która była prowadzona już od 1944 r., czego dowodzą sporządzane w tym okresie sprawozdania. (…)W 1946 r. łomżyński PUBP liczył już 49 funkcjonariuszy, w tym dwóch oficerów i 15 podoficerów. W większości byli to ludzie młodzi, 70 % z nich nie przekroczyło 30 roku życia. Również 70 % wywodziło się ze środowiska robotniczego, pozostali z chłopskiego. Wykształcenie niepełne podstawowe posiadało około 50-60 %... (2)
   
W Rawie, jakby nie patrzeć rodzinnym mieście, Gołdys także musiał oprzeć się na podobnym elemencie. Do dyspozycji miał już sowieckich komandirów, ochotnika Dawida Taśmę, szybko dołączyli inni, jak Józef Jukiel czy Józef Bagatela. Można było rozpocząć przesłuchania i „bicie do nieprzytomności”.
Z zachowanych akt karnych Wojskowego Sądu Okręgowego w Łodzi wynika, że ubecka dzicz w Rawie zachowywała się nie gorzej od dziczy Tuchaczewskiego z 1920 roku. Dość powiedzieć, że nawet komunistyczne władze uznały, że takich bezpieczniaków należy nie tylko aresztować,  ale i skazać.

Sierżant Michał Gołdys, kierownik PUBP w Rawie Mazowieckiej, oskarżony m.in. o przeprowadzanie bezprawnych rewizji, aresztowań, przywłaszczanie i wyłudzanie mienia prywatnego w m. Rawa Mazowiecka w okresie luty-maj 1945 r., bezprawne posługiwanie się nieprzysługującym mu stopniem wojskowym (oficerskim) - na podstawie art. 140 § 1 i 2, art. 149, 171 KKWP, art. 204 kk. i art. 24 § 1 KKWP w zw. z art. 204 kk.

W konsekwencji Michał Gołdys został skazany na 10 lat więzienia, z czego odsiedział połowę, korzystając z dobrodziejstwa amnestii. W 1959 roku Rada Państwa korzystając z prawa łaski zatarła wyrok, rok później Gołdys był już członkiem PZPR i otrzymał rentę dla zasłużonych. Jakby tego było mało otrzymał Krzyż Kawlerski Orderu Odrodzenia Polski i Krzyż Partyzancki. 

Józef Bagatela miał więcej szczęścia przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Łodzi:

…funkcjonariusz PUBP w Rawie Mazowieckiej, oskarżony o przeprowadzanie bezprawnych rewizji i przywłaszczanie mienia prywatnego w m. Rawa Mazowiecka w okresie styczeń-maj 1945 r. - na podstawie art. 140 § 1 i 2 KKWP, art. 151 § 1 kk. (…) skazany w dniu 26-09-1945 r. na karę 2 lat więzienia za nadużycie uprawnień służbowych

Za to Józef Jukiel, pomimo że był jako: 

szef PUBP w Rawie Mazowieckiej, podejrzany o wielokrotne nadużycie uprawnień służbowych w celu osiągnięcia korzyści majątkowych oraz dezercje, tj. o czyny z art. 140§1 i 2 kk WP i innych

wyszedł ze śledztwa bez szwanku.

Tak więc wyglądało w Rawie pierwsze pół roku tego „wyzwolenia”, którym przez kilkadziesiąt lat byliśmy karmieni wpierw w PRL-u, a następnie w jego mutacji zwanej III RP. A przecież to tylko skromny ułamek ubeckiej działalności.


(1) Fragment z tekstu Artura Guta
(2) Ziemia łomżyńska i jej mieszkańcy w latach 1944-56