W połowie stycznia 2022 r., pół Europy ze zdumieniem i podziwem patrzyło na sprawny przerzut rosyjskich wojsk z dalekiej Azji do granic z Ukrainą” – tak rozpoczął Tȟašúŋke Witkó swój ostatni tekst w "Dzienniku Polskim".
Rzeczywiście, od ostatniego "Zapadu" stopniowo rosła temperatura wśród obserwatorów tego, co działo się przy granicach Ukrainy.
Wejdą? Nie wejdą. Blef czy realne zagrożenie? Satelitarne zdjęcia, pokątnie nagrywane filmiki z przejazdu rosyjskich kolumn, cytaty z ichniejszych mediów społecznościowych, liczne analizy w naszej przestrzeni - wszystko to przesuwało skutecznie zainteresowane w jednym kierunku. Nie ma więc w tym nic dziwnego, że jak się posiada pod ręką kolegów oficyjerów, to na taką okoliczność korzysta się z okazji. 23 stycznia podstępnie stawiam Wodza w trudnej sytuacji:
- Jak myślisz, co zrobi UA jak Doniecka i Ługańska pójdą drogą Krymu? Dadzą się sprowokować?
Po trzech minutach była konkretna, precyzyjna odpowiedź, która pozwoliła na szybkie resume:
- Jeżeli tak, to za miesiąc będziemy z popcornem w ręku oglądać wojnę w tv.
Tymczasem rzeczywistość dalej toczyła się zgodnie z moskiewskim planem: „niezliczona ilość platform kolejowych pokonała dystans tysięcy kilometrów, unosząc ze sobą czołgi, bojowe wozy piechoty, zestawy artyleryjskie i przeciwlotnicze oraz dziesiątki innych rodzajów urządzeń, niezbędnych do prowadzenia współczesnych działań zbrojnych”. /…/ Papierkiem lakmusowym potwierdzającym wysoką gotowość bojową Rosjan była interwencja spadochroniarzy w Kazachstanie. Niestety, zachodni politycy ulegli złudzeniu, że Władimir Putin może praktycznie wszystko, co uczyniło ich skłonnymi do prowadzenia polityki ustępstw”.
Jak wiemy, moskiewska szkoła wojenna, wiekami wytresowana przez Ordę, słabość i ustępstwa zawsze odbiera niczym zaproszenie do tańca.
Po miesiącu od wymiany poglądów, rankiem 24 lutego, pytam Wodza:
- To masz już ten popcorn?
- Mam kawę - odpowiedział.
W zasadzie nie znam osób, które bezbłędnie przewidziały rozwój wydarzeń w ciągu kilku najbliższych dni. Owszem, wiele roztropnych głów, z wiedzą i doświadczeniem, otwarcie twierdziło, że dla najeźdźców spacerek to nie będzie. Mało kto spodziewał się jednak takiego blamażu Moskwy.
„Sprawdzian wypadł dla Moskwy katastrofalnie - napisał Wódz. - Starcie zbrojne obnażyło niemoc dowódców, indolencję sztabów oraz całkowite nieprzygotowanie żołnierzy i sprzętu. Wszystko poszło źle i wydaje się, że najbardziej zaskoczeni takim obrotem sprawy są rosyjscy władykowie. /…/
„Ukraina jest państwem zdecydowanie słabszym od Rosji, ale straty jakie jej zadaje powodują, że mamy więcej czasu na przygotowanie do przyszłej, ewentualnej konfrontacji z agresywnym odwiecznym wrogiem. Jest wiele do zrobienia, ale jestem…”.
Zakończenie każdy może sobie doczytać tutaj.
Warto wiedzieć, czy Wódz jest pesymistą, czy optymistą.
Przy okazji warto również rzucić okiem na pozostałe 29 tekstów, znajdujących się pod tym linkiem
PS. Jak ktoś pomyślał, że Wódz jest tu hołubiony i preferowany to... oczywiście ma rację. Wiadomo, nasz.
Sbrs
Ostatni, świeżutki tekst Wodza. Realizm wbija w fotel. Jakby się stało obok tego kapitana-sztabowca, którego broda jest szurana pokrywą komory zamkowej. Jedynie zbyt anielskie w epilogu.
OdpowiedzUsuńhttps://niezalezna.pl/434688-atak-na-obiekt-specjalny#ocena434688