środa, 9 marca 2022

Okiem weterana. Siła płynie z serca.

fot.nexta

Kto lubi bladym świtem dzwonek do drzwi?! A ten był wyjątkowo natarczywy. Skutecznie rozwiał sen o znajomym unikającym słońca, który łagodnym ruchem prawej ręki kierował pięść ku sercu.

W zasadzie zwlokłem się z łóżka i po kilku krokach rzuciłem okiem w wizjer. Żółta opaska na lewym ramieniu podpowiadała, że to Serhij. Ciągle tu stał. Pewnie chce wiedzieć, co tam u żony i dzieci. Otworzyłem.

 

***

 

Rawa, kilka dni wcześniej. Serhij i Olexandra siedzieli w milczeniu przy stoliku. Wszystkie słowa już zostały powiedziane. I chyba wszystkie, zrozumiane. Przeciągali czas, kawa przestała parować, a atrament dawno już zastygł jako podpis ostatniej urzędowej formalności.

Polubili rawskie. Tu się poznali, tu chcieli być razem. Aż wiatr historii zdecydował inaczej. Właśnie zostawiał ją, dziecko i kolejne w drodze. Wracał. Ojczyzna wzywała. Nie bał się, z dawnych czasów był dobrze ostrzelany.

 



***

 

Wodza trafiłem akurat na rekreacji. Już pierwszym zdaniem wyjaśnił, że dupa nie może nabrać, trzeba się ruszać. Propozycję, że zadzwonię później, zbył nie znoszącym sprzeciwu: teraz jest tak samo dogodnie, jak będzie później.

Zarysowałem problem. I się zaczęło, spust werbalnego karabinu maszynowego krył treścią, poświadczającą o nabytym fachu. O tym, o co pytasz, decydują trzy podstawowe czynniki - usłyszałem:

- wyszkolenie /tratatatatat.../,

- wyposażenie /tratatatatat.../,

- morale /tratatata.../.

Czekałem cierpliwie na ten charakterystyczny znak, kiedy wszystko się kończy i trzeba przeładować. Pomyślałem, jak to dobrze, że Wódz nie jedzie w tandemie, bo kto wie, kiedy pojawiłaby się kolejna pauza.

Słabo mi poszło z wyzyskaniem tych paru, darowanych przez los, sekund. Zdążyłem jedynie wtrącić: - o właśnie, właśnie, o to mi chodzi, Wodzu. Nim zebrałem dalsze myśli, już przeładował. - Morale, mówisz? Tu też decyduje kilka składowych, z których najważniejsze to:

- sposób dowodzenia /tratatatatat.../,

- logistyka /tratatatatat.../,

- rodzina /tratatatatat.../ - ponownie pojechał ciągłym.

Kiedyś trzeba dojrzeć do decyzji, wybrać ten właściwy moment, ścisnąć strach i obawy, przejść do ofensywy. Nawet pod ostrzałem.

- Właśnie Wodzu, rodzina, dobiliśmy do brzegu!

Zaległa cisza, kontratak udany. W takich chwilach nie ma czasu na myślenie.

- Zobacz, zostawił tu kobietę, dziecko, kolejne w drodze i pojechał walczyć o swój kraj. I o to chciałem ciebie spytać... Poszło szybko.

- Chłopie – zabrzmiało tak, jak to tylko chłop chłopu może powiedzieć - o takim żołnierzu marzy każdy dowódca.

Z takich składali się ci od Termopil po Monte Cassino. Jeżeli w swoim domu masz jego kobietę i jego dzieci, i on wie, że czują się tu bezpiecznie, to spójrz w wizjer. Widzisz, to on z kałachem stoi przed tymi drzwiami. I biada nieproszonym gościom. Rozumiesz? - zakończył.

Tak, to już nie był werbalny karabin maszynowy, to była bazuka.

 

***

 

Podzieliłem się historią Serhija i Olexandry. Czekałem na opinię Sławka. Weteran z doświadczeniem z Kosowa i Iraku. Wie, co to rozłąka, czym jest ryzyko, a czym niepewność związana z tym, co akurat dzieje się w domu.

Jeszcze ślad węglowy nie zdążył dobrze spenetrować ostatnich zakątków moich płuc, już była odpowiedź. Tak, Sławek jest ciągle aktywny, ciągle z ręką na pulsie. Dzieje się, natychmiast reaguje.

Potwierdził, że żołnierz „dla swojej rodziny, a zwłaszcza dla dzieci i małżonków jest w stanie zrobić wszystko. Tylko w chwilach najwyższego zagrożenia okazuje się, co jest dla nas ważne, i do jakich poświęceń jesteśmy zdolni. Takim zagrożeniem są działania wojenne. A ryzyko i stres dla żołnierza rozładować jest w stanie świadomość, że ci, których kocha, są bezpieczni”.

Z marszu napisał tekst, który pobudza do myślenia nawet tych, którym została jedynie resztka serca. Więcej: /tutaj/




***

 

Irek, pomimo tego, że dzień i noc ma wypełnioną w 101%, ciągle dorzuca sobie nowe wyzwania. Żałują followersi, jednak co począć z nabytym, a całkiem możliwe, że wręcz wrodzonym, głodem wiedzy. Limes pewności to cel, ale także paliwo, żeby pozbyć się snu, przyjemności i pochodnych, które ignoranci biorą za życie. Chętnie dzieli się swoim rozpoznaniem: „Można myśleć, że Kijów, Czernichów, Sumy, Charków czy Mariupol są gdzieś daleko… daleko za granicą… gdzieś tam na Ukrainie. To nie jest prawda. W 2019 r. lecąc do Afganistanu [trasa lotu wyznaczona była nad wschodnią i południową Ukrainą] nigdy nie przypuszczałem, że w swojej służbie będę analizował działania wojenne toczące się w kraju, który miałem okazję zobaczyć wyłącznie z powietrza. W kraju, w którym toczy się wojna, a który oddalony jest od Krakowa o jedną godzinę lotu. Dziś, gdzieś tam walczy Serhij. Może walczyć, ponieważ wie, że jego najbliżsi znaleźli schronienie w Polsce. Służąc w rozpoznaniu odpowiadałem między innymi za ocenę sytuacji w Libii, na potrzeby sił koalicyjnych walczących z reżimem al-Kaddafiego. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że za 10 lat tych samych algorytmów będę używał, aby odzwierciedlić zagrożenia z jakimi spotyka się Serhij. Mam jednak świadomość, że dziś to On walczy za swoją rodzinę i nasz pokój, ponieważ Polska nie stanie się bezpieczna jak my będziemy udawać, że zagrożenia nie ma. Ono przyjdzie w postaci identycznej lub gorszej, z literą „Z” na pancerzach. Tak jak przyszło do Kijowa, Czernichowa, Sum, Charkowa czy Mariupola. Jutro tak może wyglądać Rzeszów, Białystok, Kraków czy Warszawa. Wiem co mówię. Serhij też wie, co robi. Broni rodziny i nas. Jak żołnierz. Po to jesteśmy żołnierzami, aby nasze rodziny nie musiały się bać”.

 

***

 

Przed wieczorkiem wskoczył Artur, zamienić kilka słów w przerwie spaceru, tradycyjnie znanego wśród znajomych jako "rundka nad zalewem". Fan okna czasowego, otwierającego się przed Najjaśniejszą. Korzystając z okazji, przedstawiłem opinię naszych weteranów. Dorzuciliśmy własne. Na odchodne, w drzwiach, tak jakby niechcąco, bo sprawa wydawała mu się chyba oczywista, rzekł:

„Niegłupie z tym wizjerem, to powinno działać na facetów. Niech rzucą okiem, czy Serhij jeszcze tam jest. Bo jak go nie ma, to nikt ich nie zluzuje od wyjścia przed drzwi. Nikt.

Takie czasy, przyjacielu. Każdy z nas winien spojrzeć w lustro. I jak nie zobaczy w tym odbiciu Olexandry, to nie widzę żadnego powodu, żeby cywilizacja przetrwała. Bo nie ma miejsca na dwie cywilizacje pod jednym dachem”.

Dobra, spadam - powiedział - i tak już padło za dużo słów. Na pożegnanie łagodnym ruchem prawej ręki skierował pięść ku sercu.

 

***

 

„66224. Tylu mężczyzn wróciło w tym momencie z zagranicy, by bronić swojego kraju przed hordą. To jeszcze 12 bojowych i zmotywowanych brygad”

Oleksij Reznikov,  4 marca 2022 r.

 

***

 

Rawska historia rzeczywiście się wydarzyła. Jedynie imiona bohaterów są zmienione.

Weterani również istnieją. Ba, mają się świetnie:

- Wódz to oczywiście kapitan Tomasz Badowski, sypiający ze spadochronem, nasz chłopak z rawskiego, więcej: /tutaj/


- Sławek to kapitan rezerwy Sławomir Pitera, weteran misji w Kosowie i Iraku. Polecam jego pióro w tekstach pod linkiem:

https://zyciestolicy.com.pl/author/slawek-pitera/


- Irek to pułkownik rezerwy Ireneusz Kulesza - całe życie w rozpoznaniu. Doktorant. Uczestnik operacji Unified Protector. Zdecydowanie godne polecenia są jego liczne publikacje dostępne pod linkiem:

https://zyciestolicy.com.pl/author/nckename/

 

Życzliwi, mający w sercu Polskę, pewnie jeszcze nie raz użyczą swego oka weterana na potrzeby tego bloga. Dziękuję.


Za Najjaśniejszą!

Sbrs

1 komentarz: